środa, 5 lipca 2017

Typowy poranek

„Świetnie, trzeba iść do sklepu” – powiedziałam do siebie, patrząc na zawartość lodówki. Nie zdążyłam jej zamknąć, a już poczułam lekkie zawroty głowy i ścisk w żołądku. Zawsze tak się dzieje, kiedy mam opuścić moje pozornie bezpieczne mieszkanie. Pozornie, bo przecież jeśli miałoby się stać coś złego jak np. utrata przytomności albo atak serca, to by nie miało znaczenia czy jestem w domu, na mieście czy na biegunie północnym. Byłam w stanie to sobie wytłumaczyć, ale nie zakodować na stałe. Spojrzałam na zegarek, była 08:32. Kilka minut później poczułam dziwaczne odrętwienie prawej ręki.

„To na pewno atak! Zaraz się rozkręci, a ja nic z tym nie zrobię. Na bank zemdleję albo znowu nie będę w stanie funkcjonować. A co jak ktoś akurat zapuka do drzwi, a ja nie będę w stanie nic powiedzieć?! Już po mnie!” – milion myśli atakowało mój i tak zmęczony umysł, ale w porę przypomniałam sobie jak sobie z tym poradzić. Pomyślałam „Ok, co by się nie działo, to niech się dzieje. Zemdleje? To ok. Znowu dostanę solidnego ataku? W porządku”. Wzięłam głęboki oddech, a moje całe ciało zalało przyjemne uczucie ulgi, jakbym zrzuciła z siebie ciężar.

Udałam się wciąż niechętnie do łazienki, w końcu trzeba wziąć szybką kąpiel i jakoś doprowadzić się do porządku przed wyjściem. Z reguły bardzo lubię brać prysznice lub kąpiele, ale nie przed wyjściem z domu. Wtedy jestem niespokojna, gotowa uciekać lub atakować. Tylko atakować kogo? Przed kim uciekać? Nie ma żadnego zagrożenia, nic się nie zmieniło na świecie, wszystko wygląda dokładnie tak samo, jak rok temu, kiedy byłam w pełni zdrowa. Powtarzając to wszystko w myślach, próbowałam wygramolić się z wanny i wtedy pomyślałam „Uuuu, ale mi się w głowie zakręciło, zaraz się przewrócę!”, ale znów w porę zareagowałam, tłumacząc sobie, że przecież to normalne. Te lekkie zawroty to normalna reakcja organizmu na gwałtowną zmianę pozycji, w tym przypadku wstanie i wyjście z wanny. Ok, już jest dobrze.

Spojrzałam na moje odbicie w lustrze, niska dziewczyna w różowych, a raczej spranych czerwonych włosach i z kolczykiem w nosie nie wyglądała na kogoś, kto boi się wyjścia z domu. Wręcz przeciwnie wyglądała dziarsko, jakby mogła zrobić wszystko, na co ma ochotę. W przypływie pewności siebie postanowiłam zrobić sobie ładny makijaż. Przyglądając się kosmetykom starannie przygotowanym na półce, zmieniłam zdanie. Nieprzyjemne głosy w głowie mówiły mi, że nie ma na to czasu, że im szybciej wyjdę z domu i załatwię, co trzeba, tym lepiej. Pomalowałam tylko rzęsy i poprawiłam brwi. Byłam gotowa do wyjścia.

Naciągając na siebie kurtkę, czułam, jak lęk się nasila. Ręce dygotały jak po 5 kawach i ten natłok czarnych scenariuszy w głowie. Włożyłam buty, a zawroty głowy zaatakowały jak szalone. Otworzyłam drzwi i wychodząc na klatkę, pomyślałam „zaraz umrę”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz